Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział 1

Wstrzymuję oddech, gdy czuję jak metalowa tarcza pod moimi stopami unosi się ku górze. 
Zamykam powieki i nerwowo skubię paznokciem krawędź idealnie dopasowanej do moich małych rozmiarów zgniło-zielonej kurtki. Otwieram je, gdy czuję lekki powiew wiatru na twarzy. Przez chwilę mrużę oczy, oślepiona blaskiem słońca. Mrugam kilka razy, by przystosować wzrok do nagłej zmiany oświetlenia. 
Biorę głęboki wdech, gdy orientuję się, że wiatr przynosi dobrze mi znany orzeźwiający zapach sosnowej igły.
 Minęło 17 godzin odkąd ostatnio "wprowadzono mnie" na na świeże powietrze. 
Jednak czuję się tak, jakby były to 3 miesiące...
Zachęcona pierwszym dobrym wrażeniem, omiatam wzrokiem otaczającą mnie przestrzeń. Znajdujemy się na sporej polanie, z jednej strony otoczonej gęstymi drzewami.
 Las.
Tak, las to dobre miejsce na śmierć.
 Dokładnie za moimi plecami znajduje się pusta przestrzeń - najprawdopodobniej urwisko. Nagle dociera do mnie w jakim słabym jestem położeniu. Na pewno nie będę się zapuszczać się w tamte rejony - nie ma tam drzew, które są dla mnie zarówno osłoną przed nocą i innymi trybutami, jak i możliwością ucieczki.
Czy oni umyślnie umieścili mnie po tej stronie Rogu Obfitości?
Oczywiście, że tak. Wiedzą, że drzewa zapewniają mi jedyną ochronę, bo zaprezentowałam im to podczas prezentacji indywidualnej. Teraz będę musiała pokonać drogę dwukrotnie dłuższą, by znaleźć się w osłonie drzew.
Instynktownie obracam się w tamtą stronę. Tak jak zaplanowałam, nie poświęcam większej uwagi zrobionemu z pozłacanego metalu, błyszczącemu w blasku słońca Rogowi Obfitości. Znajduje się on wewnątrz koła, które tworzą inni trybuci. Na pewno przydałoby mi się trochę żywności, wody, lekarstw, czy chociaż pudełko zapałek, jednak z pewnością nie zaryzykuję dołączenia do bitwy, która zapewne zostanie tu stoczona.
Nad możliwością zdobycia broni nie zastanawiałam się zbyt długo. Nie umiałabym jej użyć. Wiem, że w moich drobnych dłoniach wyglądałaby absurdalnie. 
Wyobrażam sobie siebie pochyloną nad martwym ciałem. Moje palce zaciśnięte na rękojeści noża...
Na tę myśl o mało nie wybucham śmiechem.
Nie chcę być mordercą. Mam grać cichą, inteligentną i zaradną dziewczynę, którą ponoć jestem. Mam być sobą - Rue Barnette.
Co chwilę nerwowo spoglądam na tarczę, która wylicza nam czas do startu.
Do śmierci...
Próbuję zabić czas jak mogę. Liczę sekundy, które zdają się trwać w nieskończoność.
To chyba najdłuższe 6O sekund w moim życiu.
 Im dłużej to trwa, tym bardziej się denerwuję. Chcę to mieć za sobą.
Dźwięk gongu rozbrzmiewa mi w głowie parę razy, nim zdążę zareagować.
Puszczam się biegiem w stronę lasu. Prędkość zapiera mi dech. 
Nigdy tak szybko nie biegłam.
Nie oglądając się za siebie szerokim ługiem omijam Róg Obfitości. Gdy znajduję się już na linii drzew rzucam ostatnie, krótkie spojrzenie przez ramię i z ulgą stwierdzam, że nikt nawet nie próbuje za mną biec.
Tak jak myślałam nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Nie stanowię dla nikogo zagrożenia.
Jestem jedynie tłem tej gry. 
Jestem cieniem.






Rozdział 2

Drżąc z zimna, mocniej przytulam się do pnia drzewa. Z trudem powstrzymuję napływające mi do oczu łzy. Tęsknię za domem. 
Do tej pory kojarzył on mi się z bezpieczeństwem.

Ale teraz wiem, że tak naprawdę nigdzie nie jest bezpiecznie.
Byłam w domu. A teraz gdzie jestem? 

Nie, Rue. Nie możesz płakać. Musisz być silna...
Dlaczego mam nie płakać? Nie muszę przecież, udawać przed kapiotolem zawziętej i twardej morderczyni, tak jak oni nas do tego zmuszają. Przecież jestem tylko dzieckiem. Nadal jestem tą samą dziewczynką śpiewającą ptakom piosenki w sadzie. Tą samą roześmianą dziewczynką zwinnie wspinającą się po koronach drzew, by obwieścić koniec zbiorów...
W jednej chwili czuję strumień gorących łez, spływających mi po zdrętwiałych od mrozu policzkach. Jednak ich nie ocieram.
Samotność.
To słowo najlepiej oddaje to co teraz czuję.
                               
                                                          
                                                



Rozdział 3
 
Ze snu wyrywa mnie krzyk. Podnoszę głowę i zastygam w bezruchu. Jestem zbyt przerażona, żeby się ruszyć. Takie wrzaski prześladują mnie od dziecka. Ludzie krzyczeli na rynku, w domach, na ulicach... Praktycznie wszędzie. 
Słyszę kolejną serię wrzasków przerywaną błaganiami o litość. Muszą być niedaleko. 
Ktoś się śmieje. Słyszę jak ktoś coś mówi. 
Krzyk
i kolejna fala śmiechu.
Znowu kogoś dorwali. 
Nagle śmiech ucicha, a głosy powoli się oddalają. Pozostają tylko wrzaski.
Ostrożnie schodzę z drzewa. Gdy czuję jak moje stopy z cichym szelestem uderzają o ziemię, puszczam się biegiem. 
Odnajdę ją.
Już po chwili widzę leżące w gęstwinie liści ciało. Dziewczyna jest może rok, dwa lata starsza ode mnie. Jej blond włosy rozsypane na trawie, przerażenie w oczach i zmasakrowane ciało na zawsze pozostaną zamknięte gdzieś w zakamarkach mojego umysłu. O ile w moim przypadku występuje jakieś "zawsze".
Ona oddycha. 
Widzę jak krztusi się własną krwią, z trudem nabierając powietrza do płuc, jakby sprawiało jej to ból. 
 Nie mogę dłużej na to patrzeć. A mimo to robię to. Ja naprawdę wychodzę z ukrycia i klękam przy dziewczynie. 
Dziewczyna jest może z dziewiątki... Nie jestem pewna. 
Ale teraz to nie ma znaczenia .
Blondynka odwraca głowę i patrzy mi w oczy. Widzę w nich czyste przerażenie. Strach przed śmiercią. 
Wkładam jej rękę pod głowę i gładzę włosy dłonią. Ona nadal patrząc mi w oczy niedostrzegalnie coś szepcze. Zastanawiam się co mogę zrobić. Jaka by była moja ostatnia prośba? Czego JA bym chciała przed śmiercią?  
Chyba otwieram usta.
Śpiewam. 
Śpiewam całą sobą. Śpiewam póki jeszcze mogę, bo niedługo już nie będzie czasu. Z moich ust wylatują nuty, melodie, wszystkie niewypowiedziane dotąd słowa, a ja nadal śpiewam.  
Śpiew to jedyne co mogę jej teraz ofiarować. 
Jej piękne, brązowe oczy przywodzące na myśl jesienne liście wypełniają się łzami. Mocno ściska moją dłoń, jakby chciała się czegoś uchwycić. Jakby myślała, że ją to uratuje.
Chce mi się płakać, gdy widzę jak światło gaśnie w jej oczach. Teraz wydają się martwe, ciemne. 
 Słyszę armatni wystrzał obwieszczający śmierć dziewczyny.
 Głos mi się załamuje, a piosenka urywa się w połowie zdania. 
Czuję jak targa mną nagły szloch. 

Nie zamieniłam z tą dziewczyną ani słowa, ale mimo to siedzę nieruchomo przy martwym ciele, choć wiem, że minęło już ponad 10 minut od kiedy dziewczyna wydała ostatnie tchnienie.

Zamykam jej powieki, kładę rękę na sercu.
Nie oglądając się za siebie
Odchodzę.


 

                                                           

Rozdział 4
 

Jak na co dzień leżę na pniu swojego ulubionego drzewa z nieobecnym wzrokiem wbitym w przestrzeń. Muszę znaleźć dla siebie jakieś zajęcie, by zapomnieć o skręcającym mi żołądek głodzie.
Jedzenia mam niewiele - żywię się głównie tym co znajdę.
Zamknęłam się w sobie. Już nawet nie mam siły płakać...
Całe dnie zbieram, albo siedzę na jednej z grubych gałęzi mojego drzewa. Po cichu nucę melodie, wsłuchując się w śpiew kosogłosów, które jak urzeczone słuchają mojego śpiewu, by odtworzyć go na nowo i na nowo...
Oczywiście robię to po upewnieniu się, że ma nikogo w pobliżu, choć wiem, że ludzie przestali zwracać uwagę na śpiew rozbrzmiewający gdzieś wysoko w koronach drzew. Dla nich jest on jednym ze stałych elementów lasu i nie opłaca się poświęcać mu większej uwagi.
Z odrętwienia wyrywa mnie donośny śmiech najwidoczniej bardzo rozbawionej czymś - lub kimś - grupki osób.
Powoli odwracam głowę w tamtym kierunku i jak przypuszczałam, widzę gromadkę zawodowców zgromadzonych pod jednym z drzew. Gawędzą ze szczupłą dziewczyną zwinnie wspinającą się po cienkich witkach gałęzi. Po chwili rozpoznaję w niej Katniss Everdeen.
Obserwowałam ją od kiedy tylko obejrzałam transmisję z dożynek w dwunastym dystrykcie.
  Moją uwagę przykuła broszka, którą zawsze nosi. Jest to ptak zamknięty w obręczy.
To kosogłos. 
Broszka zrobiona jest ze złota i wygląda na bardzo kosztowną.
Podczas szkolenia dziewczyna przybrała taką samą taktykę jak ja - nie wychodziła przed szereg. 
Aż do momentu gdy dostała jedenastkę.
Nie wiem co się wydarzyło podczas jej prezentacji przed sponsorami, ale domyślam się, że Katniss nieźle strzela z łuku.
Nigdy nie widziałam, żeby to robiła, ale strzelanie z łuku wyjątkowo mi do niej pasuje. Szczególnie, że na szkoleniu nawet nie zbliżyła się do stanowiska z łucznictwem. To miało najwidoczniej rozwiać wątpliwości innych co do jej zdolności, jednak przykuło moją uwagę.
Czasem zastanawiam się co o mnie myśli... Czy mnie zauważyła? 
Jeśli tak, to nie wiem jakie ma wobec mnie zamiary, jednak coś podpowiada mi, by jej zaufać.
 Może ona również lubi muzykę? Na to wskazywałby kosogłos z jej broszki. 
Czemu ja w ogóle o niej myślę? 

Przecież to tylko kolejny mur do zburzenia dzielący mnie od domu.

Jej odwaga mnie szokuje. 
Dziewczyna zdecydowanie próbuje ich sprowokować i ośmieszyć. 
Z uśmiechem na twarzy gawędzi z zawodowcami o pogodzie. Jest opanowana.
Jest odważna.
Zawodowcy mają rozmaite rodzaje broni i do tego jeszcze przewagę liczebną. Katniss ma tylko nóż, wystający z jej otwartego śpiwora założonego niedbale na jedno ramię.
 Zawodowcy próbują zastrzelić ją z łuku, jednak im się nie udaje.
Dasz radę Katniss! - myślę.
Widzę jak jeden z nich idzie w ślady dziewczyny i zaczyna się wspinać.
Cato.
Na treningach uważnie obserwowałam z ukrycia innych trybutów, więc wiem jak ma na imię większa część z nich. Cato jest dobrze zbudowany i najbardziej przeraża mnie swoją agresją. Na szkoleniu często wdawał się w bójki i posyłał swoim rywalom pełne grozy i żądzy mordu spojrzenia.

Zupełnie jakby nie mógł się już doczekać. 
Igrzyska niewątpliwie zmieniają ludzi...
Z twarzy większości trybutów nie można nic odczytać. Brak żadnych wspomneń, uczuć.
W okolicznościach zagrożenia życia człowiek nakłada specjalną maskę - udaje kogoś kim nie jest.

Tak jak myślałam, Cato jest ciężki i nie ma wprawy we wspinaczce, bo po chwili słychać głuchy trzask i jego ciało z hukiem uderza o ziemię. Chłopak przez chwilę leży na ziemi i przeklina pod nosem, po czym podnosi się niezgrabnie, otrzepując piach ze spodni.
Zawodowcy ustalają coś między sobą i po chwili rozbijają obóz pod drzewem ognistej dziewczyny.

           

                                                                          


Rozdział 5

Przez całą noc obserwuję jak Katniss w ciszy czeka na śmierć.
Wsmarowuje sobie maść w kolano i oddycha z ulgą.
Nie mam pojęcia czemu służy ta maść, ale wiem, że to podarunek od sponsorów.
Ja jeszcze nic nie dostałam.
Nikt na mnie nie stawia, a mieszkańców mojego dystryktu nie stać na taki wydatek...
Mój wzrok przenosi się wyżej - ku niebu, gdy dostrzegam coś na kształt ogromnego worka na ziemniaki zawieszonego na jednej z gałęzi drzewa, na którym znajduje się Katniss.
To gniazdo.
Spodziewam się, że to gniazdo gończych os. Jest ogromne. 
U nas, w jedenastce jest ich pełno - Kapitol chce nam przypomnieć o tym, jacy jesteśmy bezsilni.
Wiem, jak jej pomóc. Wystarczy tylko zwrócić na siebie jej uwagę.
Odrzucam tę myśl, gdyż wiem czym mi to grozi. Wbrew pozorom, Katniss może okazać się niebezpieczna.
Nagle przypominam sobie białą jak kreda twarz szczupłej blondynki w moim wieku. Dziewczynka chwiejnym krokiem rusza w stronę sceny. Wtedy ONA wychodzi przed szereg. Prim krzyczy. Wyciąga swoje wychudzone dłonie do siostry, ponieważ wie, ta już nigdy nie wróci..

Katniss zgłosiła się z miłości do siostry. Nie dla sławy i bogactwa.

Biorę głęboki wdech, przygotowując się psychicznie do tego, co mam za chwilę zrobić.
Wzrok Katniss wędruje po drzewach w moją stronę. Wydaję z siebie nikły syk, gdy na mnie spogląda. Ostrożnie wyciągam wyprostowaną dłoń w stronę gniazda. Czekam na jej reakcję. Dziewczyna obdarza mnie poufnym spojrzeniem, po czym zastyga w bezruchu najprawdopodobniej układając jakiś plan.
Czy właśnie zawarłyśmy sojusz? A może Katniss nie będzie chciała być moją sojuszniczką? Może uważa, że jestem jej zbędna - że do niczego się jej nie przydam. Jeśli tak, to tylko naiwnie uratowałam życie osobie, która przy pierwszej lepszej okazji wbiłaby mi nóż w plecy...
Na razie nie chcę tego wiedzieć.
Robię skłon i przeskakuję na kolejne drzewo.

 

                                                               



Rozdział 6
 
Przemykam niezauważona między pniami drzew. Dziwne, że jeszcze nie zostałam odkryta. Katniss musi być jeszcze lekko zdezorientowana po dwu-dobowym śnie wywołanym atakiem gończych os. Jej zmysły nie są jeszcze do końca wyostrzone na pół godziny po przebudzeniu się. Musi nabrać sił i rozprostować kończyny. Wiem jak to jest, bo kiedyś sama zostałam użądlona. 
To było w sadzie, gdy wspinałam się na jedno z drzew. Nie przyuważyłam gniazda, które było umieszczone na górnych gałęziach. Byłam zajęta rozmową z moją przyjaciółką Katie, która stała oparta o pień drzewa. Nie patrzyłam gdzie stawiam stopy i spoglądałam w dół, by podczas rozmowy dobrze widzieć twarz przyjaciółki. Zagłuszona rozmową i krzykiem dzieci bawiących się nieopodal w berka, nie usłyszałam charakterystycznego dla tego gatunku, rytmicznego szumu dochodzącego z gniazda. Leciutko szturchnęłam je łokciem, a osobnik znajdujący się akurat poza gniazdem użądlił mnie za uchem. W jednej chwili poczułam kłujący ból i na pół zeszłam, na pół sturlałam się z drzewa. Zrobiło mi się niedobrze. Czułam jak gdyby cały świat na zmianę rozmazywał mi się przed oczami i odzyskiwał ostrość. Moja ciotka, Ross zaprowadziła mnie do domu i położyła do łóżka. Po pięciu minutach straciłam przytomność. Przez całą dobę co chwilę budziłam się i czekałam w napięciu na kolejny atak upiornych wizji. Widziałam w nich ze szczegółami wszystkie swoje najgorsze wspomnienia, wszystko to czego najbardziej boję się doświadczyć. Mój umysł na nowo i na nowo przetwarzał obraz torturowanych na dziedzińcu rodziców. Przez moją świadomość przedzierały się rozdzierające krzyki bólu.Widziałam cierpienie umierających z głodu przyjaciół i rodzeństwa. Ich przerażone wizją własnej śmierci twarze i łzy spływające po skroniach.
To były straszne wspomnienia, a zważając na to, że Katniss została użądlona 3 razy, to ona musiała przeżywać to jeszcze gorzej. 
 Dobra, Rue - skup się. Muszę zawrzeć sojusz z Katniss. Bez niej nie mam szans przeżyć. W ciągu ostatnich dni przekonałam się, jak potrzebny mi jest sojusznik. Mój organizm domaga się świeżego mięsa. Żywiąc się tylko garstką jagód i roślin nie mam za wiele siły i energii. A instynkt podpowiada mi, że nikt nie będzie miał ochoty zawrzeć ze mną sojuszu, więc w Katniss jest moją ostatnią nadzieją, bo uratowałam jej życie.
Z zamyślenia wyrywa mnie trzask łamiącej się gałązki. Przez chwilę rozglądam się zdezorientowana, po czym zdaję sobie sprawę, że to ja byłam źródłem hałasu. Przez nieuwagę musiałam w coś wdepnąć. Katniss spogląda w skupieniu w stronę drzewa za którym się ukryłam. Jej palce zaciśnięte są na naciągniętej na cięciwie strzale. Ona celuje we mnie.
Ona chce mnie zabić.
- Wiesz, nie tylko oni mogą zawierać sojusze - na te słowa o mało nie podskakuję. Lekko wychylam głowę zza pnia. Katniss powoli opuszka łuk.
- Chcesz, żebym została twoją sojuszniczką ? - słowa same wyrywają się z moich ust.
- Dlaczego nie? Uratowałaś mnie. Pokazałaś mi gniazdo gończych os. Jesteś bystra skoro jeszcze żyjesz. Poza tym chyba i tak nie dasz mi spokoju...
Czuję, że się czerwienię - Tak, to prawda. Może jednak Katniss zauważyła, moje zainteresowanie jej osobą?
Nie wiem, czy dobrze robię. Nie wiem czy jestem bezpieczna. Jednak, gdy widzę świeże mięso nie mogę się powstrzymać.
Wychodzę na pustą przestrzeń. Po raz pierwszy czuję się tak odważna i pewna siebie. Czuję, że mam przy sobie kogoś, kto mnie uratuje, gdy będę w niebezpieczeństwie. Kogoś kto będzie mnie wspierał i nie pozwoli mi więcej płakać.
Wystarczy tylko zaufać.




 


Rozdział 7

Leżąc w rozgrzanym śpiworze mocniej wtulam się w ramię Katniss.
- My też jesteśmy silne - szepcze.
- Ty umiesz strzelać - stwierdzam. - A co ja potrafię? - pytam bardziej siebie niż ją.
- Ty umiesz się wyżywić . Zawodowcy nie mogliby się z tobą równać - słysząc te słowa z trudem powstrzymuję uśmiech. Jestem z siebie dumna. Nikt nigdy tak mnie nie docenił.
- Wcale nie muszą. Mają mnóstwo zapasów - stwierdzam z bólem.
- A gdyby ich nie mieli ? Wyobraź sobie, że nagle kończy im się żywność. Jak długo by sobie poradzili? - mówi Katniss zamyślona. - Przecież to Głodowe Igrzyska.
- Ale oni nie są głodni - upieram się. Nie do końca rozumiem co ma na myśli.
- Słusznie - przyznaje Katniss. - Na tym polega problem. Musimy to zmienić Rue.
 Teraz już chyba rozumiem o czym myśli Katniss. Uśmiecham się do niej porozumiewawczo, by pokazać, że już zorientowałam się o co jej chodzi. Ona również odpowiada mi uśmiechem.
Czuję jak w niewidzialny sposób pojawia się między nami przyjaźń. Teraz nie jesteśmy już tylko sojuszniczkami. Katniss jest również moją przyjaciółką. Pojawiła się między nami nić porozumienia, którą trudno będzie przerwać. 
Zawinęłam się w śpiwór i usnęłam. Po raz pierwszy od kiedy trafiłam na arenę - bezpieczna.

     

                                                               


Rozdział 8


- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, spotkamy się na kolacji - zapewnia mnie Katniss. Nie jestem do końca przekonana do jej planu. Boję się zostać sama i jednocześnie też martwię się o nią. A jeśli coś się nie uda? Plan jest bardzo ryzykowny, więc możliwe, że niedługo stracę sojuszniczkę - i przyjaciółkę. 
Czuję się trochę niezręcznie, bo nie wiem czy objąć ją na pożegnanie, lecz po chwili wahania mocno przytulam Katniss. Po chwili dziewczyna odwzajemnia uścisk. 
- Uważaj na siebie - szepczę.
- Ty też - Katniss uwalnia się z mojego uścisku po czym odwraca się w stronę strumienia.
Zostałam sama. Uczcie niepokoju powraca, po czym uderza we mnie niczym jedwabne języki uderzające o brzeg stromego klifu - gdzieś daleko w tych falach czai się śmierć.
 Czeka tylko, aż dam się złapać w sieć.


 
                                                                     


Rozdział 9
 
Spokojnie podążam w stronę piątego stosu drewna do rozpalenia. To już ostatnie. Zaraz pójdę znaleźć Katniss. Ściska mnie w żołądku na myśl o ponownym spotkaniu. Martwię się o nią. Słyszałam wybuch, ale nie wiadomo czy zawodowcy jej nie odnaleźli. Od dawna nie wysyłała mi naszego umówionego sygnału. 
W jednej chwili słyszę świst i czuję, jak jakaś nieludzka siła przyciąga mnie do ziemi.
Jestem w pułapce. Krzyczę.
 


 

Rozdział 10

Upadam. Katniss łapie mnie momentalnie, po czym kładzie mi głowę na swoich kolanach.  Widzę wyraz przerażenia na jej twarzy gdy drżącymi dłońmi rozsuwa krawędzi kurtki w miejscu, gdzie utkwił grot oszczepu. 
Milczy. I dziękuję jej za to milczenie. Cieszę się, że nie chce mnie okłamywać.
Wiem, że już nie ma dla mnie ratunku.
Po chwili nie czuję już nawet bólu. 
Wymuszam na Katniss szybką obietnicę, choć wiem, że nie ma gwarancji jej dotrzymać. 
Chcę, żeby wygrała. Chcę, żeby zwyciężyła za nas obie.
Wiem, że zostało mi mało czasu. Na samą myśl o tym czuję napływające mi do oczu łzy.
Proszę Katniss, żeby mi zaśpiewała. Na początku dziewczyna wydaje się trochę zmieszana, lecz po chwili nieznacznie kiwa głową. Zaczyna śpiewać jakąś nieznaną mi kołysankę. Pewnie z jej dystryktu.
Czuję łzy spływające mi po policzkach. Wydaje mi się, że Katniss też by płakała, tylko nie robi tego ze względu na mnie. Głos drży jej coraz bardziej. Może ja również coś dla niej znaczyłam? 
Odkąd znalazłam się na arenie wszystkie wspomnienia z domu wydawały mi się tak odległe.
Jednak teraz powracają i uderzają we mnie z podwojoną siłą. 
Widzę siebie  śpiewającą z Kosogłosami na łące. Widzę jak przygotowujemy z Katie piknik w domku na drzewie, składający się z resztki czerstwego chleba i żółtego sera, podczas gdy przyjaciółka opowiada mi jakąś śmieszną historyjkę, która przydarzyła jej się w zeszłym tygodniu. Mama wyciąga do mnie ręce i przytula mnie mocno, by za chwilę dać mi odejść na zawsze. Spuchnięte oczy rodzeństwa, objęcia Katie, buntowniczy błysk w oku taty. 
Straciłam to wszystko. 
Lekko uchylam powieki by ostatni raz spojrzeć na świat.  Nieostry obraz rozmazuje mi się przed oczami. Cierpliwie czekam na ostatni oddech. Aż zabraknie mi powietrza w płucach, a serce zgubi swój rytm.

Odebrano mi wszystko
Rodzinę, przyjaciół, poczucie bezpieczeństwa, wolność.
Odebrali mi życie.


Od Autorki:
Witam:) Na wstępie powiem, że bardzo długo pracowałam nad tym opowiadaniem. Proszę w was, abyście nie porównywali go do trylogii Suzanne Collins. Nie jestem doświadczoną autorką, lecz zaczytaną 13-latką! Mam nadzieję, że nie ocenicie mnie zbyt surowo, choć jestem otwarta na wasze komentarze. Bardzo zależy mi na waszej opinii. Jeśli popełniłam jakiś błąd, zwróćcie na to uwagę, a dołożę wszelkich starań by to poprawić ^^ Dziękuję, za przeczytanie mojego opowiadania ;*
O.